O mnie
Słów kilka o autorze bloga
Lekarz, przedsiębiorca,
perfekcjonista z poczuciem humoru, bloger z zamiłowania, marzyciel...
Pogodzenie tego wszystkiego graniczy z niemożliwością,
jednaj przez wszystkie lata pracy zawodowej nauczyłem się, że bez problemu
jestem w stanie zakrzywić czasoprzestrzeń i wydłużyć dobę do 30 godzin, tydzień
do prawie 9 dni, a rok do niesamowitej i niewyobrażalnej liczby 450 dni :)
brzmi fantastycznie, zasługuje na kilka Nobli (na pewno z fizyki i medycyny, a
pokojowy Nobel za to, że pomimo tylu rożnych zajęć Zona nie wyrzuciła mnie
jeszcze z domu do ogródka lub na wycieraczkę), może na scenariusz Oskarowego
dzieła.
Tak naprawdę jestem jednym z wielu lekarzy, anonimowych
osób, które każdego dnia, dwojąc się i trojąc, łatają dziury w polskiej opiece
zdrowotnej. To te osoby, które biorą na siebie odpowiedzialność za ludzkie
zdrowie i życie, jednocześnie ignorując swoje…
Zaczynam przynudzać, ale należał się mały wstęp przed tym,
co ciekawsze.
Jestem buntownikiem, który nie akceptując szpitalnego bytu i
niebytu poszedł swoją drogą spełniając swoje ambicje i realizując pasje. Moja „kariera” jest stosunkowo krótka, jednak dość
intensywna i bardzo pouczająca. Studia medyczne ukończyłem w Bydgoszczy, skąd
przeniosłem się na staż do Gdańska. Pierwsze bolesne zetknięcie z medycyną było
zaraz po stażu – nie dostałem się na specjalizację ze względu na ograniczoną
liczbę miejsc. Już wtedy szukałem swojego miejsca w medycznej rzeczywistości,
ale chyba dość nieporadnie. Składałem dokumenty na laryngologię (nie wiem skąd
ten pomysł, nie interesowało mnie to), wylądowałem w Regionalnym Centrum
Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, czyli na tamte czasy przechowalnią dla lekarzy
oczekujących na miejsce specjalizacyjne. Tknięty niewiadomego pochodzenia
impulsem, w kolejnym rozdaniu złożyłem dokumenty na ortopedię. Drugie
zetknięcie z rzeczywistością – dostałem się, ale do szpitala mnie nie przyjęto
ze względu na „rezerwację” miejsca dla kogoś z rodziny profesorskiej (sic!
Zaraz po rozmowie zadzwonili do wydziału zdrowia, że to pomyłka i nie mają
jednak miejsc… no comment). Ostatecznie trafiłem do Gdyni, gdzie rozpocząłem
specjalizację i zacząłem realizować swoje plany zawodowe. Od początku
traktowałem to trochę po macoszemu – współtworzyłem towarzyszenie turystyki medycznej,
koordynowałem pod kątem medycznym proces tworzenia oprogramowania do
prowadzenia elektronicznej dokumentacji medycznej i obsługi opieki
telemedycznej, w końcu zostałem dyrektorem medycznym w jednej z wiodących firm
z rynku prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych (wytrzymałem tam 3 lata).
Jak widać trochę tego jest. Po 3 latach specjalizacji
przyszedł czas refleksji – szpital pochłania bardzo dużo czasu (średnio 250
godzin miesięcznie), do tego obowiązki związane z pozostałymi zajęciami… zawał
serca po 30. gwarantowany. Nic nie można było zaplanować, nic się nie dało
przewidzieć – do tego stopnia, że przed narodzinami Maksa zaplanowałem 2
tygodnie urlopu, w razie, gdyby Mały chciał się wydostać na świat trochę
wcześniej. I co? Ostatni dyżur przed urlopem, godzina 22, telefon. Pewnie już
się każdy domyśla – „Marcin, chyba się zaczęło…”. Telefon do każdego ze
współpracowników – nie ma opcji na zmianę, jeden wypił, drugi wypił, trzeci gra
w Scrabble i nie może bo przegra, czwarty jest tak stary, że nie dojedzie przed
ranem, bo okularów nie może znaleźć… Odpowiedzialność ogromna, ale kiedy coś
się dzieje, zostajesz sam pomimo tego, że na aktualnym etapie specjalizacji nie
powinno to wchodzić w grę.
Zamiłowanie do medycyny estetycznej zrodziło się w mojej
głowie po analizie moich oczekiwań, możliwości, zdolności. Zawsze byłem
zwolennikiem metod małoinwazyjnych lub nieinwazyjnych, dbałem o aspekty
estetyczne pomimo całej okropności i brutalności zabiegów ortopedycznych ;)
spełniałem się chirurgicznie (i uważam, że robiłem to dobrze). Do tego od
zawsze jestem estetą, perfekcjonistą – przywiązuję dużą uwagę do walorów
estetycznych, do detali, które stanowią swoistą „kropkę nad i”.
Świat medycyny estetycznej okazał się dla mnie ratunkiem
przed medyczną zagładą. Pozwolił mi połączyć wszystkie puzzle mojej osobowości
w jedną, mam nadzieję spójną całość 😊
Blog
będzie traktował o medycynie estetycznej. Postaram się opowiedzieć w
przystępny sposób o zagadnieniach, które stają się coraz bardziej popularne, a
jednocześnie nadal spowite są bardzo dużą dozą tajemniczości. Co to kwas
hialuronowy i dlaczego botoks nie powinien być stygmatyzowany? Jak pielęgnować
skórę, jak przeciwdziałać procesom starzenia, jak skutecznie i naturalnie się
odmładzać? Co to jest złota proporcja i jakie cechy świadczą, że dana twarz jest postrzegana jako atrakcyjna?
Jakie kanony piękna, trendy i nowinki dominują w medycynie estetycznej i jak
świadomie korzystać z jej dobrodziejstw? I wiele innych, bardzo ważnych
zagadnień.
Skąd pomysł na bloga? Swego czasu prowadziłem już bloga,
jednak ze względu na nadmiar obowiązków musiałem to porzucić. Dawało mi to dużo
satysfakcji, stanowiło sposób odreagowania stresującej codzienności i
jednocześnie przekazania swoich przemyśleń i obserwacji szerokiemu gronu
odbiorców. Tak, był to popularny blog. Tak, był kontrowersyjny. Nie, już nie
jest dostępny. Traktował o szpitalnej i w ogóle medycznej codzienności – blaski
i cienie z akcentem na cienie życia lekarza. Tamten rozdział pozostawiam za
sobą, ale może znajdą się osoby, które czytały, lubiły, zapamiętały… a może
ktoś odkryje tamtą tożsamość i powiąże
pewne fakty 😊
Zachęcam
do lektury i dyskusji!
Komentarze
Prześlij komentarz